sobota, 16 grudnia 2017

TRZYDNIOWIAŃSKI WIERCH 1758 m. (Tatry Zachodnie) 16.12.2017 r.

Po trzech tygodniach ponownie zawitałem do Doliny Chochołowskiej. Tym razem jednak celem miały być dwie góry - Trzydniowiański Wierch i Kończysty Wierch. Niestety ze względu na słabą pogodę na górze Kończysty odpuściłem... 

Na parkingu przy Siwej Polanie jestem dopiero o 7:15. Na szczęście śniadanie zjadłem podczas jazdy, więc pozostaje założyć buty, stuptuty i w drogę. Termometr w samochodzie pokazuje -4'C. Parking płatny standardowo 10 zł/ dzień, opłata wstępu do Parku 5 zł. 

Ruszam dokładnie o 7:30. Śniegu jest nieco mniej niż trzy tygodnie temu, ale ostatnia odwilż sprawiła, że droga pokryta jest lodem i przypruszona śniegiem.
Droga w tą stronę nawet dość szybko mi mija. O 9:00 jestem przy odbiciu czerwonego szlaku na Trzydniowiański Wierch. Znaki informują o 2 godzinnym podejściu na szczyt.
Po wejściu na czerwony szlak widać efekty halnego, który był tu zaledwie kilka dni temu. Szlak w dolnej części zatarasowany jest powalonymi drzewami, więc trzeba się "przebijać" raz to je omijając, innym razem przeskakując.
Po przejściu tego odcinka zaczyna się dosyć strome i mozolne podejście. Utrudnia je śnieg w którym co chwilę zapadam się po kolana a czasem nawet po uda.
Im wyżej tym widoczność staje się coraz gorsza. Wciąż idzie się ciężko, bo śniegu coraz więcej. Około 10 min przede mną idą dwie osoby, które torują drogę, więc zawsze jest trochę łatwiej. Z kolei jakieś 10 minut za mną również podążają 2 osoby :)
Po wyjściu z lasu niewiele już widać. Widoczność ogranicza się co najwyżej do kilku/kilkunastu metrów. Do tego jestem zmuszony założyć raki co w tych warunkach nie należy do przyjemności. Ale zmrożone lodowe podłoże (w niektórych miejscach czysty lód przyprószony śniegiem) nie daje innej alternatywy.
W końcu jest! Długo wypatrywany przeze mnie szczyt :) Końcówka znowu trochę stroma a do tego po lodzie.
Na szczycie jestem o 11:40, więc wejście zajęło mi 2 godziny i 40 minut.  Moje tempo tego dnia nie odbiegało jednak od osób wchodzących zarówno przede mną jak i za mną, gdyż odległości między nami przez cały czas były bardzo podobne. Na szczycie mocno wieje co na Trzydniowiańskim jest raczej normą. Jest bardzo zimno a wiatr tylko potęguje odczuwany chłód. Kilka minut operowania bez rękawiczek (zrobienie zdjęć, napisanie sms'a i próba wykonania telefonu) sprawia, że drętwieją mi palce, które w trakcie schodzenia muszę dłuższą chwile rozgrzewać. Ciekawostką jest fakt, iż Trzydniowiański Wierch posiada dwa wierzchołki (północny 1758 m. i południowy 1765 m.) przy czym "głównym" jest ten niższy...
Taka była widoczność na szczycie w stronę Kończystego Wierchu. Do tego zaczynał padać śnieg, więc decyzja o odpuszczeniu Kończystego wydawała się najbardziej racjonalna. O 11:50 rozpocząłem schodzenie tą samą drogą do Doliny Chochołowskiej.
W Dolinie byłem o 13:15 a o 14:30 byłem już w samochodzie. Tym razem wycieczka średnio udana ze względu na totalne "mleko" na górze. Ale nie zawsze ma się szczęście do ładnej pogody, więc nie mogę zbytnio narzekać, bo z pustymi "rękoma" do domu nie wracałem :)