Nikozja przedzielona jest granicą państwową. Żeby dostać się na terytorium Tureckiej Republiki Cypru Północnego (de facto nie uznawaną przez większość państw) pokonujemy dwa posterunki - cypryjski i turecki. Już po przejściu granicy (na której była całkiem spora kolejka) dostrzegamy, że Nikozja Północna to zupełnie inny świat. Faktycznie ma się odczucie, że w jednej chwili znaleźliśmy się na terytorium Turcji. Wszędzie zauważamy flagi Turcji i Tureckiej Republiki (flaga prawie identyczna, tylko zmieniona kolorystyka - czerwone symbole na białym tle). Odnosimy wrażenie, że Nikozja Północna to jeden wielki bazar na którym płacimy już w walucie tureckiej (lira turecka), jednak większość sklepów akceptuje również euro. Będąc w Nikozji naprawdę warto się tu pofatygować i zderzyć się z czymś zupełnie innym, zwłaszcza, że to teoretycznie jedno miasto, a dwa różne światy.
Jedynym problemem może być fakt, że polski rząd nie utrzymuje stosunków dyplomatycznych z Turecką Republiką Cypru Północnego, więc nie możemy liczyć na pomoc naszej ambasady, bo jej tu po prostu nie ma. Nie działają tu również żadne nasze ubezpieczenia (zdrowotne, OC itp), więc w razie jakiś problemów jesteśmy zdani tylko na siebie. Być może w PL jest możliwość wykupiena ubezpieczenia na wjazd tutaj, my jednak nie planowaliśmy wcześniej przejścia do Nikozji Północnej, więc nie orientowaliśmy się w tym temacie. Wizyta w Nikozji Północnej była nieco przypadkowa i spontaniczna, ale było warto :)