niedziela, 2 grudnia 2018

STAROROBOCIAŃSKI WIERCH 2176 m. (Tatry Zachodnie, Polska) 1.12.2018 r.

Dzień zaczynam dosyć klasycznie (jeśli wziąć pod uwagę wyjazd w Tatry) - pobudką o 3:00 :)
O 3:35 ruszam tym razem w stronę Kir, bo to tam zaplanowany mam start na szczyt Starorobociańskiego Wierchu. W Tychach termometr wskazywał -10'C, ale im bliżej jestem miejsca docelowego, tym temperatura jest niższa. Tuż przed Kirami waha się jeszcze między -17/-18'C.
Na miejsce dojeżdżam o 6:15 parkując samochód na "swoim" stałym parkingu. Trochę czasu zajmuje mi przygotowanie się do wyjścia. Termometr w samych Kirach wskazuje co prawda już "tylko" -15'C, ale za nic w świecie nie chce mi się opuścić samochodu :) 
Ostatecznie jakoś się przełamuję i ok 6:50 wyruszam... 
"Pierwszy etap" to droga przez Dolinę Kościeliską (szlak zielony) do schroniska PTTK na Hali Ornak. Przez pierwsze 15 min. drogi jest naprawdę ciężko (tzn zimno!). Jednak w miarę upływu czasu i marszu robi mi się coraz cieplej. 
Tymczasem zgodnie z prognozami zapowiada się bardzo ładny i mroźny dzień. 
Już teraz mogę delektować się pięknymi krajobrazami i...ciszą. 
W ten oto sposób docieram do schroniska. Jest 8:05. W schronisku jest trochę osób, większość (zapewne po noclegu) właśnie je śniadanie. Po poprawieniu sznurowadeł i zmianie rękawiczek na nieco cieńsze ruszam w dalszą drogę. Oczywiście w schronisku zatrzymać się mam w planie na powrocie, bo po tak krótkim odcinku nie ma jeszcze potrzeby odpoczynku.
Od schroniska idę już szlakiem żółtym, który to doprowadzi mnie do Przełęczy Iwanickiej (1459 m.)
Śniegu jest dużo mniej niż się spodziewałem. Kamienie momentami są zaledwie przyprószone i trzeba uważać, bo jest ślisko. 
Na przełęczy Iwanickiej odbijam w lewo na Ornak. Teraz przez spory odcinek znów poruszać będę się szlakiem zielonym. 
Są momenty, że śniegu nie ma prawie wcale, bo jest wywiany, ale za to miejscami szlak jest oblodzony.  Póki co jakoś się idzie, choć już wiem, że przy zejściu będzie gorzej :(
Po wyjściu z lasu szlak robi się bardziej stromy, niestety o założeniu raków w tym dniu nie ma mowy, bo podłoże się do tego zupełnie nie nadaje. Jako taką stabilizacje dają kijki, bez których byłoby ciężko. W tych warunkach przydatne byłyby raczki lub kolce, które niestety zostawiłem w domu...
Za to pogoda jak i widoki na razie palce lizać.  
Mijam główny szczyt Ornaku postój na kubek gorącej herbaty robiąc sobie na Zadnim Ornaku (10:20). Szlak prowadzi trochę poniżej wierzchołka, więc na wierzchołek trzeba wejść na "własną rękę" :) Widoki kapitalne, zwłaszcza na "danie główne" dzisiejszego dnia - Starorobociański Wierch.
W styczniu podczas pierwszej próby zdobycia Starorobociańskiego zawróciłem właśnie na Ornaku ze względu na złe warunki pogodowe. Teraz warunki zwłaszcza jeśli chodzi o widoczność są bez porównania korzystniejsze, ale za to mróz jest "trochę" większy...
Po gorącej herbacie i uzupełnieniu kalorii ruszam w kierunku Siwych Turni i Siwego Zwornika
Po prawej cel dzisiejszej wycieczki - Starorobociański, po lewej Błyszcz (2158 m.)
Po dojściu do Siwego Zwornika odbijam w prawo. Na szczyt prowadzi już szlak czerwony.
Szczyt Starorobociańskiego Wierchu na "wyciągnięcie ręki". Niestety pogoda zaczyna się psuć. Słońce chowa się za chmurami  i zaczyna mocno wiać.
Wchodząc na szczyt minęło mnie łącznie ok 12-15 osób, które już schodziły. Przede mną w oddali wchodzą dwie osoby i spory kawałek za mną jeszcze dwie. Niestety im bliżej szczytu tym wiatr wzmaga się coraz bardziej...
Na szczycie melduję się około 12:15. Seria fotek, krótki filmik (do obejrzenia na TT) i 43 sekundowa rozmowa telefoniczna z małżonką to wszystko na co mogę sobie pozwolić, bo wiatr z każdą minutą przybiera na sile. O napiciu się herbaty nie ma co marzyć. 
Po około 5 minutach rozpoczynam zejście, a właściwie ucieczkę ze szczytu. Temperatura (zwłaszcza odczuwalna w tym wietrze) daje nieźle w kość. Chwila bez rękawiczki sprawiła, że straciłem czucie w palcach. Zejście z samego Starorobociańskiego nie jest przyjemne, bo wiatr wiejący mi teraz w plecy chce mnie wręcz zepchnąć w dół, a oblodzone podłoże również mi nie pomaga. Z drugiej strony współczuję ostatniej wchodzącej na szczyt dwójce, która próbuje cisnąć pod ten wiatr...
Sytuacja nieco normalizuje się po zejściu na Siwy Zwornik i odbiciu na zielony szlak w kierunku Ornaku. Dopiero tutaj wiatr traci na sile i można się napić i posilić.
Powrót bardzo mi się dłuży, bo zejście z Ornaku do schroniska jest śliskie i trzeba to robić wolno i ostrożnie. Bez kijków to musiałbym chyba do TOPR-u dzwonić żeby piaskiem posypali ;)
Oj brak raczków/kolców to był dzisiaj błąd.
Za to raki noszone w plecaku przez cały dzień zupełnie się nie przydały...
Długo to wszystko trwało, ale w końcu docieram do schroniska (15:25) i jedynie o czym marzę to gorąca zupa. Zamawiam żurek, który okazuje się być fantastyczny zarówno pod kątem smaku jak i wsadu (na bogato - dużo kiełbasy, jajko a do tego dwie kromki chleba). Dawno nic mi tak nie smakowało i choć cały dzień spędzony na mrozie może sprawiać, iż moja opinia jest troszkę nieobiektywna (wiadomo głodnemu i zmarzniętemu wszystko smakuje) to naprawdę żurek był kapitalny! :)
Po zjedzeniu żurku jestem już o niebo w lepszej formie, więc mogę ruszyć w stronę Kir. Na dworze robi się już szarówka, więc pozostaje mi przygotować na wierzchu plecaka czołówkę i ruszyć w drogę.
Po około 30 minutach robi się całkowicie ciemno i w takich okolicznościach będę kontynuował wędrówkę przez dolinę na parking.
Na parkingu jestem o 16:50. Cała wycieczka zajęła mi dokładnie 9 godzin i 57 minut (w tym około 25 minut spędziłem w schronisku). Pozostał jeszcze tylko powrót do domu...


Trasa wycieczki:
Kiry - Schronisko PTTK na Hali Ornak - Iwanicka Przełęcz - Ornak - Siwy Zwornik - Starorobociański Wierch. Powrót tą samą trasą. 

Dystans: 25,2 km.

Czas z mapy: 
mapa-turystyczna.pl: 9 godzin i 33 minuty 
mapa papierowa: 11 godzin i 10 minut

niedziela, 25 listopada 2018

V Tyski Festiwal Podróżniczy - Spotkanie z himalaistami Arturem Małkiem i Markiem Chmielarskim

Już po raz piąty odbył się w Tychach Festiwal Podróżniczy "Tychy Miasto Zdobywców". 
Podczas tegorocznego Festiwalu gośćmi byli m.in. Artur Małek, Marek Chmielarski, Jan Krzysztof, Rafał Fronia, Anna Kamińska i Miłka Raulin. 
Mi dane było wybrać się tylko na spotkanie z tyskimi himalaistami - Arturem Małkiem i Markiem Chmielarskim. Tematem spotkania był zimowy wyjazd Narodowej Wyprawy na niezdobyty o tej porze roku szczyt K2. Artur i Marek zaprezentowali mnóstwo ciekawych zdjęć i filmów z wyprawy. Opowiadali o wyprawie zdradzając przy tym kilka interesujących szczegółów zarówno od strony logistycznej jak i stricte wspinaczkowej. Sala kilkukrotnie reagowała śmiechem na pełne humoru komentarze i anegdoty naszych himalaistów. Same spotkanie było naprawdę bardzo interesujące i trwało blisko 2 godziny (dłużej niż było to zaplanowane). Na koniec publika miała możliwość "pomacania" sprzętu używanego na wyprawie a nawet przymierzenia kombinezonu. Spora grupa osób czekała również na zrobienie sobie pamiątkowego zdjęcia z Arturem i Markiem i ja także znalazłem się tej grupie ;) 
Generalnie super impreza (pod kierownictwem Martyny Wojtaszek i Marka K. Oleś) i tylko mogłem żałować, że nie miałem możliwości pozostać na spotkaniu z kolejnym gościem, którym był naczelnik TOPR Jan Krzysztof.
Na przyszłoroczny Festiwal zarezerwuję sobie zdecydowanie więcej czasu...
Artur Małek - tyszanin urodzony 9.05.2018 r.
W 2013 r. Artur Małek, Adam Bielecki, Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski dokonali pierwszego zimowego wejścia na Broad Peak (8047 m.). W trakcie zejścia zginęli Tomasz Kowalski i Maciej Berbeka. Uczestnik zimowej wyprawy na K2 w sezonie 2017/2018
Marek Chmielarski - tyszanin urodzony 22.01.1977 r.
Zdobywca Gasherbruma II (2006 r.) oraz Broad Peak (2014 r.). Uczestnik zimowej wyprawy na K2 w sezonie 2017/2018

sobota, 10 listopada 2018

ZAPOWIEDŹ: V TYSKI FESTIWAL PODRÓŻNICZY

Już za dwa tygodnie (24 - 25 listopada) w Tychach odbędzie się V Tyski Festiwal Podróżniczy "Tychy Miasto Zdobywców". Impreza zapowiada się bardzo ciekawie. Wśród gości m.in. Artur Małek, Marek Chmielarski, Rafał Fronia, Jan Krzysztof czy Anna Kamińska.
Więcej na: https://www.facebook.com/festiwalzdobywcow

niedziela, 4 listopada 2018

GRANATY - Skrajny 2225 m., Pośredni 2234 m., Zadni 2240 m. (Tatry Wysokie, Polska) 4.11.2018 r.

Niedziela zaczęła się dla mnie dosyć wcześnie, bo już...w nocy :) 
Pobudka o 2:50 na pewno do przyjemności nie należy, ale czego się nie robi dla gór ;) 
W planach na ten dzień miałem Granaty. Wyliczony z mapy czas mojego kółeczka (bez odpoczynków) to 9 godz. i 5 min. Jako, że dzień jest krótki postanowiłem zacząć w miarę wcześnie. Zatem już o 3:20 wyjechałem z Tychów kierując się do Zakopanego. Punktualnie o 6 rano pojawiłem się na parkingu nr 3 przy ulicy Przewodników Tatrzańskich 3a. Dojazd na parking wiedzie drogą zamkniętą dla ruchu (zakaz), ale na parking można pod ten zakaz wjechać (tak jak i do położonego obok hotelu). Koszt 25 złotych za dzień. 
Z tego parkingu jest najbliżej do Kuźnic - około 10-15 minut pieszo. 

Startuję o 6:10. Ku mojemu zdziwieniu do Kuźnic podąża całkiem spora grupa turystów, jednak większość z nich odbije na inne szlaki. Ja kieruję się w lewo na niebieski szlak w kierunki Hali Gąsienicowej.   
Tutaj dość długo idę zupełnie sam. Dopiero w miarę zbliżania się do Murowańca będzie pojawiać się coraz więcej osób.
W drodze na Przełęcz między Kopami - oddali widoczny Giewont...
Przełęcz między Kopami a z tyłu Zakopane...pod chmurami. Oj bardzo ładnie to wyglądało :)
Na wysokości Murowańca jestem o 7:55, jednak do schroniska mam w planach zajrzeć dopiero na powrocie... 
Pogoda jak na listopad jest niesamowita. Bezchmurne niebo i dosyć ciepło. Pomimo tego, że jest wcześnie rano w zupełności wystarcza mi cienka bluza.
Zbliżając się do Czarnego Stawu Gąsienicowego możemy już podziwiać Kościelec.
Mniej więcej połowa osób napotkanych przy Czarnym Stawie pójdzie właśnie na tą górę...
Nad Czarny Staw docieram o 8:15. Tutaj jest już trochę osób. Łącznie naliczyłem około 20 w tym jedna 7-8 osobowa grupa.
W takich oto okolicznościach przychodzi mi zjeść śniadanie. Mógłbym tak codziennie :)

Po uzupełnieniu kalorii około 8:35 ruszam w dalszą drogę. Po obejściu Czarnego Stawu odbijam na szlak żółty prowadzący na Skrajny Granat. Szlak od razu pnie się mocno w górę, dzięki czemu dosyć szybko nabiera się tu wysokości. Jest również okazja na złapanie zadyszki ;)
Świnica z tej perspektywy prezentuje się bardzo okazale... Przy takiej pogodzie naprawdę w pełni można delektować się górami zwłaszcza, że dość długo idę tym szlakiem sam.
Dla takich widoków warto było zrywać się w nocy :)
A widoki coraz piękniejsze...
Im bliżej szczytu, tym bardziej pod górkę ;)
To jedyny ubezpieczony fragment żółtego szlaku na Skrajny Granat. Jednak przy suchej skale łańcuch jest tu raczej zbędny. Przydadzą się za to ręce, tak jak na kilku innych fragmentach tego szlaku. Tutaj "doganiam" pierwsze dwie osoby, które po chwili minę. Do szczytu spotkam jeszcze tylko dwie osoby, więc o tłoku ciężko mówić :)
Na szczyt Skrajnego Granatu docieram po blisko 4 godzinach wędrówki (10:05). Na szczycie jest 5 osób. Momentami naprawdę mocno wieje, więc kurtka jak najbardziej się przydaje. Ale i tak grzechem byłoby narzekać na taką pogodę.
Przejście z Skrajnego na Pośredni Granat. Mamy tu kilka fajnych fragmentów i eksponowanych miejsc. Co niektórym serca mogą mocniej zabić ;) 
Skrajny Granat już za moimi plecami...
Słynna "przepaść" pomiędzy Skrajnym a Pośrednim Granatem. Tutaj do dyspozycji mamy łańcuch zawieszony powyżej. Przy suchej skale pokonanie zarówno tego fragmentu jak i całych Granatów dla wprawionego turysty nie będzie większym problemem. Można za to czerpać radość z elementów "wspinaczki" :)    
Widok z Pośredniego w stronę m.in.Gerlacha i innych najwyższych szczytów Tatr Słowackich.  
Widok z Pośredniego na Skrajny Granat 
Tak wygląda z kolei przejście z Pośredniego na Zadni Granat. Raczej spokojnie i bez jakichkolwiek ubezpieczeń w postaci łańcuchów czy klamer.
Przejście Granatów wraz odpoczynkami i podziwianiem widoków zajmuje mi równą godzinę :)) 
Tak naprawdę przy tak pięknej pogodzie można by tu spędzić pół dnia. 
Tuż pod szczytem Zadniego Granata o 11:05 rozpoczynam zejście zielonym szlakiem z powrotem w kierunku Hali Gąsienicowej
Zejście szlakiem zielonym wydaje mi się być lepszym rozwiązaniem (zwłaszcza dla kolan) niż żółtym którym wchodziłem, gdyż nie jest on aż tak stromy.
Widok na Granaty z zielonego szlaku. Podczas mojego pobytu na Granatach przewinęło się parę ładnych osób. Gdy odbijałem na zielony to wiele osób nadciągało jeszcze od strony Koziego Wierchu. 
W oddali Czarny Staw Gąsienicowy do którego prowadzi w dalszej kolejności szlak żółty i niebieski
Zmarzły Staw
Jakby co, to było duużo śniegu ;)
Przeglądając zdjęcia w domu dostrzegłem w tym śniegu... białego psa :)) Ale może to ze zmęczenia? ;)
O 12:50 jestem pod schroniskiem. Niestety ciężko tu o wolne miejsce nawet z boku na jakimś kamieniu. W samym schronisku również komplet. O ile na szlakach powyżej schroniska było raczej pustawo o tyle na dole w okolicy schroniska są dzikie tłumy :( Piękna pogoda zrobiła swoje... Ruszam więc dalej, odpoczynek na herbatę robiąc jakieś 20 min później na zwolnionej tuż przed moim podejściem ławce :)
Od schroniska "zmuszony" jestem iść na krótki rękaw, gdyż słońce naprawdę solidnie przygrzewa. Jak sięgam pamięcią to takiego listopada nie pamiętam. Toż to prawie lato :) Jednak nic nie trwa wiecznie i stawiam, że za dwa góra trzy tygodnie będzie tutaj leżał śnieg... 
Widok z "mojej" ławki :)
Na parking w Zakopanem trochę zmęczony, ale jakże zadowolony docieram o 14:40. 
Całe przejście (wraz z odpoczynkami) zajęło mi dokładnie 8 godzin i 28 minut.
Pozostał jeszcze jak się okazało 4 godzinny powrót do domu (dobre 30-40 minut zajęło mi przejechanie Poronina), wszak był to tak naprawdę koniec długiego weekendu...
Niestety zaliczyłem również małą wpadkę :( Gdzieś w okolicy Granatu Skrajnego zapewne w plecaku przełączył mi się obiektyw z automatu na tryb manualny czego nie wychwyciłem od razu. Kilka zdjęć z Granatów jest niestety do skasowania, gdyż ostrość w nich jest fatalna. Na szczęście na górze kilka fotek zrobiłem telefonem ratując tym sposobem całą wycieczkę jeśli chodzi o zdjęcia :)

Trasa wycieczki: Zakopane - Kuźnice - Hala Gąsienicowa - Czarny Staw Gąsienicowy - Skrajny Granat - Zadni Granat - Czarny Staw Gąsienicowy - Hala Gąsienicowa - Kuźnice - Zakopane

Czas przejścia wg mapy: 9 godzin i 5 minut.