czwartek, 25 października 2018

BIOGRAD NA MORU (Chorwacja) 11.10.2018 r.

Biograd na Moru to ostatnie miasteczko, które zwiedzamy tego dnia. Miasteczko, bo na co dzień ten znany kurort zamieszkuje niewiele ponad 6 tyś mieszkańców.
Biograd na Moru to jeden z najważniejszych ośrodków turystycznych regionu. Znajduje się tu wyjątkowo bogata baza noclegowa oraz mnóstwo kafejek i restauracji.   
Samochód pozostawiamy w samym centrum przy nabrzeżu. Godzina płatna standardowo 6 kun.
Chodząc po miasteczku nie natykamy się oczywiście na zbyt wielu turystów. Wszystko jest raczej wymarłe i tylko przy dużym hotelu w centrum kręci się nieco więcej ludzi.
Palmy stojące niczym u nas kasztanowce robią niesamowite wrażenie :)
Oczywiście sklepów z pamiątkami jest całkiem sporo, więc z zaopatrzeniem się w pamiątkowy magnes nie mamy żadnych problemów 
Po godzinnym spacerze spędzamy jeszcze trochę czasu na nadbrzeżu. Urokliwe miasteczko które w sezonie tętni życiem dziś było praktycznie uśpione. W sezonie na pewno warto tu zajrzeć. A poza sezonem? Zależy kto czego szuka... Nam ta cisza i spokój w zupełności odpowiadała :) 

wtorek, 23 października 2018

VODICE (Chorwacja) 11.10.2018 r.

Wracając z Szybenika nie jedziemy autostradą tylko nadmorską Jadrańską Magistralą i dzięki temu mamy okazję zajrzeć m.in właśnie do Vodice. 
Vodice to małe miasteczko (6 tyś mieszkańców), które pełni rolę nadmorskiego kurortu. W sezonie przewija się tu tysiące turystów głównie z Polski, Czech, Słowacji, Niemiec i Austrii.
Nie brakuje tu pubów, restauracji czy różnego rodzaju kafejek. To również wymarzone miejsce dla amatorów żeglarstwa.
Vodice położone są w szerokiej zatoce co zapewnia bezpieczne warunki plażowania i kąpieli morskich.
Poza sezonem miasteczko jest senne i opustoszałe.
Pomimo, że turystów praktycznie nie ma wszelkie punkty gastronomiczne jak najbardziej działają. 
W Vodicach decydujemy się na pizze, którą bierzemy na wynos i spożywamy na nadbrzeżu :) 
Pizza ok, ale ciasto jest tak cienkie, że bardziej przypomina wafla ;)
Zaglądamy również na plaże - bardzo ładne z tym, że kamieniste...
Vodice przez fakt, że są bardzo opustoszałe nie robią na nas jakiegoś dużego wrażenia. Jednak w sezonie to zapewne inny świat...

piątek, 19 października 2018

SZYBENIK (Chorwacja) 11.10.2018 r.

Szybenik to kolejne miasto, które mamy w planach odwiedzić. Do Szybenika  z Nin mamy w przybliżeniu 97 km z czego zdecydowaną większość pokonujemy autostradą, więc podróż nie zajmuje nam zbyt wiele czasu. 

Położone na wybrzeżu w środkowej Dalmacji miasto jest politycznym, kulturalnym, komunikacyjnym i turystycznym centrum okręgu szybenicko-knińskiego.
Szybenik liczy ponad 50 tyś. mieszkańców i patrząc na wybrzeże Chorwacji  jest usytuowany pomiędzy Zadarem (90 km) a Splitem (80 km).
Wśród wielu miast i miasteczek położonych na wybrzeżu, Szybenik wyróżnia się wyjątkowym bogactwem zabytków.
Atutem Szybenika jest ciekawy układ architektoniczny z wąskimi uliczkami i pnącymi się do góry szeregiem stopni.
Uliczka prowadząca do Katedry św. Jakuba, która jest najważniejszym kościołem w mieście.
Wąskie i zacienione uliczki dają sporo chłodu i ochrony przed słońcem nawet teraz (w październiku), gdy jest 26'C. W sezonie pewnie pod tym względem pełnią nieocenioną rolę przy zwiedzaniu miasta.
Stara część miasta nie jest zbyt rozległa, więc na jej zwiedzanie nie musimy rezerwować sobie zbyt wiele czasu. Nam w zupełności wystarczyło 2,5 godziny by przejść się wszystkimi uliczkami. Oczywiście teraz (poza sezonem) jest tu generalnie pustawo przez co komfort zwiedzania jest o wiele większy.
Na koniec w nagrodę za chodzenie dzieci chcą oczywiście lody :) Jednak na nadbrzeżu słońce tak dogrzewa, że i tak trzeba schronić się wewnątrz kawiarni, aby spokojnie te lody skonsumować :)
Szybenik naprawdę wart jest odwiedzenia. Bardzo klimatyczne miasto w którym spokojnie można spędzić kilka godzin i udać się w dalszą podróż. My tego dnia mamy jeszcze w planie Vodice i Biograd na Moru, tak więc po zjedzeniu lodów ruszamy do Vodice. 

środa, 17 października 2018

VRH DINARE 1831 m. (Góry Dynarskie, Chorwacja) 10.10.2018 r. Korona Europy 7/46

Kolejny dzień pobytu w Chorwacji zarezerwowany jest (przynajmniej dla mnie) na Vrh Dinare czyli najwyższy szczyt tego państwa należący do Korony Europy. Według prognoz pogody, które śledziłem od kilku dni, dzisiaj zaczynało się kilkudniowe okienko pięknej słonecznej pogody. Wcześniej, pomimo pięknej pogody na wybrzeżu na Vrh Dinare prognozowane były co chwilę opady deszczu a tydzień przed naszym przyjazdem miał padać tu nawet deszcz ze śniegiem.
Z Nin do Glavas miałem 150 km., więc operację "Dinara" zaczynam o 6:00 rano.
Do Glavas prowadzi droga nr 1 biegnąca z Knin na Kijevo. Tuż za miejscowością Kijevo mamy drogowskazy w lewo na Unistę i właśnie Glavas oraz Dinarę. Skręcamy w lewo przed kapliczką.  
Po skręceniu w lewo jedziemy prosto przez około 8 km. Nie odbijamy w żadne poboczne uliczki trzymając się "głównej" drogi, która co prawda jest dosyć wąska, jednak do nawierzchni nie można mieć większych zastrzeżeń. 
Na rozdrożu są znaki na Dinarę i Uniestę, więc tu trzeba kierować się w lewo.
Asfalt prowadzi do ostatniego domu, potem musimy podjechać polną drogą ok 200-300 metrów by znaleźć się na Placu Kuca. Stąd prowadzi szlak na najwyższy szczyt w Chorwacji.
Na miejscu melduję się o 8:20. Od samego rana zgodnie z prognozami nie ma ani jednej chmurki na niebie. Jest dosyć ciepło. Termometr wskazuje 13'C.
Ze względu na długość szlaku (prognozowane wejście ok 4 godzin, zejście godzinę mniej) na Dinarę wybrałem się sam. Małżonka z dziećmi zostają w naszej "bazie" w Nin.
Po małym śniadanku i przepakowaniu o 8:45 ruszam na szlak.
Początek szlaku to wyraźna ścieżka prowadząca obok ruin zamku, a gdy już go miniemy czeka nas krótkie przejście przez las. Po ścieżce przemyka bardzo dużo jaszczurek...
Jadąc tutaj czytałem ostrzeżenia przed żmijami, które są bardzo niebezpieczne i przed nieco dzikimi psami. Ze względu na te pierwsze staram się patrzeć na co staję a jeśli chodzi o psy to mam trochę więcej jedzenia ze sobą ;)
Słońce dogrzewa coraz mocniej a mnie nachodzą obawy, czy aby nie mam ze sobą zbyt mało płynów...
Szlak na Dinarę jest bardzo dobrze oznaczony. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że lepiej niż w Tatrach. Duże czerwone kółka, które wskazują kierunek marszu są bardzo gęsto znakowane (często stojąc przy znaku widzi się kolejne dwa) a do tego sama ścieżka jest bardzo intuicyjna, więc naprawdę bardzo sporadycznie trzeba się zastanawiać którędy dalej.
Wraz z nabywaniem wysokości zmienia się również krajobraz który najpierw przypomina nasze Beskidy, później Bieszczady a na końcu trochę Tatry :)
Każde podejście pod górę daje nadzieje, że na niej zobaczę już szczyt. Jednak po wejściu na "górę" ukazują się kolejne i tak jest kilka razy :)
Generalnie taka wędrówka skłania do kilku refleksji. Z jednej strony jestem tu sam jak palec (przez cały dzień nie spotkałem nawet jednej osoby) i w razie czego muszę liczyć tylko na siebie. Zwłaszcza, że telefon przez większość trasy zasięgu nie miał bądź był on naprawdę sporadyczny.
Z drugiej - to zawsze jest fajne uczucie kiedy można obcować z górami sam na sam. Ja zdecydowanie wolę ten wariant niż w tłumie przeciskać się na szczyt.  
Kolejne mocniejsze podejście...
...i w końcu w oddali ukazuje się cel dzisiejszej wędrówki i główny mój cel wyjazdu - Vrh Dinare :)
Ostatecznie wejście na szczyt zajmuje mi 3 h i 15 min. Pogoda można rzec jest fantastyczna i tylko do nie najlepszej widoczności można mieć trochę zastrzeżeń.
W ten oto sposób zdobywam 7 szczyt z Korony Europy :)
Na szczycie spędzam około 30 min. Delektując się widokami uzupełniam kalorie. Trzeba jeszcze zrobić trochę fotek ;)
Na szczycie pozostawiam po sobie ślad w postaci naklejki i wpisu do zeszytu ;)
Około 12:30 ruszam w drogę powrotną do Glavas.
To bodajże jedyne miejsce, gdzie mogą przydać się ręce.
Poza tym szlak pozbawiony jest trudności technicznych i tylko jego długość i temperatura (zwłaszcza w sezonie) mogą ewentualnie stanowić jakiś problem. Nie zapominajmy jeszcze o żmijach i psach - ja na szczęście nie miałem przyjemności :)
To już ostatnie chwile na szlaku. W oddali widać ruiny zamku...
Na dole jestem o 14:45,  więc samo zejście zajęło mi 2 h i 15 min. Całość równe 6 godzin. Pozostał jeszcze ponad 2-godzinny powrót do Nin. To była naprawdę udana wycieczka. Od momentu przyjazdu tutaj (8:20) do momentu odjazdu (15:00) nie spotkałem ani jednej osoby. W drodze tam i z powrotem towarzyszyły mi jedynie niewielkich rozmiarów jaszczurki ;)
Sama góra jest do zdobycia praktycznie dla każdego, kto ma tylko trochę kondycji i chęci na znalezienie się na "dachu" Chorwacji ;)