czwartek, 5 sierpnia 2021

WYPRAWA 'BAŁKANY 2021' (8.07-30.07) - podsumowanie

 Wyprawa w liczbach:

23 dni - tyle trwała wyprawa
4063,8 km pokonaliśmy samochodem
7 państw (Słowacja, Rumunia, Serbia, Macedonia, Grecja, Albania, Czarnogóra)
15 miast (w tym trzy stolice)
2918 m. tyle mierzy najwyższa góra (Olimp-Mitikas) Grecji zdobyta podczas wyprawy
41,5'C to najwyższa temperatura podczas naszego pobytu w Podgoricy



W pierwszy dzień wyprawy na Bałkany robimy odcinek Tychy - Timisoara (Rumunia). Jedziemy przez Słowację. Granicę polsko-słowacką przekraczamy w Zwardoń/Skalite. Na granicy obecne są służby, jednak przejeżdżamy bez żadnych problemów/kontroli. Pierwszym przystanikem jest Bańska Bystrzyca, w której zatrzymujemy się na 2 godzinny odpoczynek połączony ze zwiedzaniem starówki.
Bańska Bystrzyca robi na nas pozytywne wrażenie - ma piękną starówkę, więc czas spędzony tutaj nie jest czasem straconym :) 

Z Bańskiej Bystrzycy jedziemy już prosto do Rumunii. Na granicy słowacko-węgierskiej jak i węgiersko-rumunskiej również nie ma żadnej kontroli. Na Węgrzech, które ze względu na Covid można przejechać tylko tranzytem, najwięcej czasu tracimy w rejonie Budapesztu. Są godziny szczytu, ponadto tablice informują o wypadku co sprawia, że w korku spędzamy ponad godzinę. Po 17-tej dojeżdżamy w końcu do Timisoary. Wita nas ciężkie, wilgotne i gorące powietrze. Termometr wskazuje 37'C. Podczas dwudniowego pobytu zwiedzamy miasto, które bardzo nas zaskakuje. Tu jest naprawdę ładnie! Co prawda wiele ważnych budynków jest obecnie zasłoniętych rusztowaniami, ale i tak nam się tu podoba :) 

Z Rumunii jedziemy przez Serbię do Skopje. Granica z Rumunii z Serbią to pierwsza granica, gdzie jesteśmy dokładnie "rejestrowani". Niestety Serbia jest obecnie zamknięta i dopuszczony jest tylko tranzyt na który ma się 8 godzin. To jednak i tak sporo czasu, by móc na chwilę zatrzymać się w dwóch małych miasteczkach :) Trochę inny świat. Jest bardzo biednie, a niektóre samochody już dawno mają za sobą czasy świetności. Gdy w końcu wyjeżdżamy na autostradę robi się zupełnie normalnie. Wieczorem dojeżdżamy do Macedonii, która wita nas deszczem, ale i całkiem przyjemną temperaturą. Jeśli chodzi o Macedonie to bardzo przypadła nam do gustu. Spędziliśmy tu łączne 6 dni (3 dni w Skopje, by po pobycie w Grecji wrócić na 3 dni do Ochrydy) i dobrze je wspominamy. Skopje nam się podobały mimo pewnych "niedoskonałości". W zwłaszcza starej części miasta (po drugiej stronie Kamiennego Mostu) można poczuć już nieco egzotyki. Stary Bazar, wszechobecne meczety i część kobiet chodzących w burkach sprawia, że czuć wyraźnie, iż mamy do czynienia z inną kulturą. Do Macedonii dodam jeszcze, że jest to bezpieczny kraj i nienajgorzej jeździ się po nim samochodem w odróżnieniu od Albanii - ale o tym w dalszej części. Ceny w Macedonii są też nieco niższe od tych, z którymi mamy do czynienia w Polsce co sprawia, że całkiem przyjemnie robi się tam zakupy :) Niestety po opuszczeniu Macedonii i udaniu się do Grecji temat zakupów staje się troszkę mniej przyjemny, choć oczywiście tragedii nie ma ;)
  
W Grecji "instalujemy" się na kempingu, który znajduje się ok 20 km od Litichoro - miejscowości z której startuje się na najwyższy szczyt Grecji. Oczywiście wybór kempingu nie był przypadkowy, bo oprócz rodzinnego pobytu nad morzem, moim celem jest góra Olimp, a dokładniej najwyższy jej wierzchołek - Mitikas (2918 m.). Kemping w Grecji to też pierwsze noce w namiocie. Pierwsza noc jest ciężka, gdyż jest bardzo gorąco, kolejne trzy już nieco lepsze. W tym rejonie Grecji poruszanie się samochodem nie stanowi żadnego problemu. Podczas pobytu zwiedzamy Katerini, Litochoro, po czym wybieram się w góry na Mitikas, który ostatecznie udaje mi się zdobyć. Na wyjeździe z Grecji zwiedzamy jeszcze Saloniki i udajemy się z powrotem do Macedonii Północnej, a konkretnie do pięknie położonej Ochrydy, która położona nad jeziorem i otoczona górami jest bez wątpienia jest ciekawą miejscówką. Tu też po raz pierwszy na tym wyjeżdzie spotykamy rodaków w większej liczbie :)   

Po drugim pobycie w Macedonii udajemy się do Albanii. To bez wątpienia największa "egzotyka" na tych wakacjach. Zwiedzamy po kolei Durres (trzydniowy pobyt), stolicę Tiranę, by na końcu kilka dni pobyć Szkodrze. Po tygodniu spędzonym w tym kraju można powiedzieć tylko jedno: kto nie jeździł samochodem po Albanii (a zwłaszcza po rozkopanej Tiranie), ten nie zna życia :) Do dzisiaj zastanawiam się, jakim cudem przejechałem Albanię bez najmniejszej rysy na samochodzie... To co dzieje się na drogach jest nie do opisania, a na pewno nie da się tego zrozumieć. Pierwszeństwo to pojęcie względne, każdy jeżdzi jak chce i zatrzymuje się gdzie chce, zmuszając tym samym innych do ostrego hamowania. Niektóre ronda są trzypasmowe z tym, że nie mają namalowanych pasów, co sprawia, że czasami obok siebie jadą cztery samochody niemal uderzając się lusterkami. Troszkę krajów już zjeździliśmy, ale czegoś takiego nie widzieliśmy naprawdę nigdzie. Drugi raz na Albanię nie dam się już namówić :)
Jesli chodzi o sam kraj, to wciąż jest on w budowie. Niestety panuje straszny chaos architektoniczny i czasem mamy wymieszane luksusowe budynki z pustostanami itp. Na pewno warto było tu przyjechać i to zobaczyć, ale cieszyliśmy się kiedy wreście przejechaliśmy do Czarnogóry. 

Czarnogóra okazała się już całkiem europejsim krajem, i generalnie nie było jakiś ogromnych różnic nawet pomiędzy Czarnogórą a Polską. To piękny górzysty kraj, z widokami które czasem zapierały dech w piersi. Jedynie do samej stolicy - Podgoricy, można by mieć nieco uwag. W naszej ocenie była to najmniej atrakcyjna stolica z 24 w jakich byliśmy. Za to Budva okazała się jednym z najpiękniejszych miejsc odwiedzonych podczas tego wyjazdu, więc równowaga została zachowana :) Poza tym mili ludzie, płatności w euro i normalność na drogach :) 

Czarnogóra to był ostatni etap naszej wyprawy trwającej ponad 3 tygodnie. Stąd przez Serbię i Węgry udaliśmy się w drogę powrotną do domu, która niestety wydłużyła się o 5 godzin, bo tyle spędziliśmy w korku na granicy serbsko-węgierskiej. Węgrzy bardzo skrupulatnie sprawdzali dokumenty i samochody, choć nas Polaków przepuścili akurat bez większych problemów. 

To była piękna podróż przez 7 państw, którą bardzo długo będziemy miło wspominać. Na Bałkany na pewno wrócimy, a na myśli mam tu przede wszystkim Serbię, którą tylko "lizneliśmy" oraz właśnie Czarnogórę, która oferuje tak wiele, że nie byliśmy w stanie zobaczyć nawet 1/10 :) 

Zdjęcia ze wszystkich miejsc i miast do obejrzenia na blogu - zapraszam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz