środa, 25 lipca 2018

RYSY 2499 m. (Tatry Wysokie, Polska) Korona Gór Polski 28/28; Korona Europy 6/46; RYSY 2503 m. (Tatry Wysokie, Słowacja) Wielka Korona Tatr 3/14 - 25.07.2018 r.

Budzik wyrywa mnie ze snu o 3:20. Jak zwykle pierwsze pytanie, które przychodzi mi do głowy brzmi "po co mi to?" :) Jednak mobilizacja, szybka zbiórka i o 3:40 wychodzę już z domu. Widać, że dnia już ubyło, bo jeszcze jest ciemno... Jadę sam, więc drogę umila mi dobra muzyka :)
Dziś moim celem są Rysy - ostatnia góra, której brakuje mi do KGP (na Rysach byłem zanim zacząłem KGP). Rysy ponadto wchodzą jeszcze do Korony Europy (polski wierzchołek) oraz do Wielkiej Korony Tart (wierzchołek słowacki).
Na Rysy mam zamiar wchodzić od strony Słowacji i wcale nie dla tego, że ponoć jest łatwiej :) 
Wybór tej drogi spowodowany jest po pierwsze faktem, że od strony naszych sąsiadów Rysy bez problemu robię w ciągu jednego dnia a po drugie od Morskiego Oka na Rysy już wchodziłem i chce mieć porównanie tych dwóch wejść.

Zatem kieruję się do miejscowości Strbskie Pleso. Granicę przekraczam drogą nr 49 (Jurgów), która przechodzi przez Białkę Tatrzańską. Potem przez jakiś czas jadę słowacką drogą nr 66 aż w końcu odbijam w prawo na drogę nr 537 na Tatrzańską Łomnicę.  Mijam Łomnicę, Smokowiec i przed Strbskim Plesem odbijam w prawo na Popradskie Pleso. Przy drodze stoi drogowskaz wraz z zaznaczonym parkingiem a sam zjazd jest przed mostem, więc raczej nie do przegapienia :)
Na miejscu jestem o 7:00 a jest już sporo samochodów. 
Samochód można zaparkować po obu stronach drogi (maksymalnie do stacji kolejowej), koszt 6 euro za cały dzień.  
Od stacji prowadzi niebieski szlak, potem odbijamy z niego na czerwony, który idzie już na sam szczyt. Czas wejścia na szczyt wg mapy to 4 h i 20 min., zejście 3 h i 35 min., więc razem trzeba liczyć 7 h i 55 min.
Wyruszam o 7:20
Pogoda jak na razie zgodna z prognozami - piękne niebieskie niebo i dosyć ciepło. Pierwszy odcinek szlaku to asfaltowa droga, więc jest analogia dla dojścia do Morskiego Oka ;)
Po około 50 minutach z drogi asfaltowej odbijam w lewo w "teren" :)
Odcinek ten jest całkiem przyjemny. Podejście jest bardzo łagodne i możemy je traktować jako rozgrzewkę przed najciekawszym fragmentem szlaku :)
Po około 25 min dochodzimy do kolejnego rozwidlenia - tym razem odbijamy w prawo na czerwony szlak, który to prowadzi na sam wierzchołek.
Pogoda wciąż piękna, ale szczyty zaczynają chować się w chmurach...
W końcu docieram do jakże słynnego już przejścia, gdzie znajdują się klamry, łańcuchy i platformy (schody). Odcinek mocno moim zdaniem przereklamowany ;) Przede wszystkim to bardzo krótki odcinek, który każdy przeciętny osobnik pokona bez większych problemów :) Należy zachować ostrożność i tyle... Mimo wszystko wskazane są rękawiczki (jak to przy łańcuchach) zwłaszcza, gdy temperatura nie jest najwyższa... 
Po przejściu "technicznego" odcinka szlak prowadzi już mocno w górę dzięki czemu szybko nabieramy wysokości. Spada również temperatura zwłaszcza, że nie ma już słońca
Fotka zrobiona tuż przed schroniskiem pokazuje, że na szczyt ciągnie spora grupa turystów...
Do schroniska docieram o 10:20 czyli równo po 3 godzinach wchodzenia (wliczając po drodze 10 minutowe śniadanie :)
Ciekawostką jest tu...przystanek i rower :)) W słynnym kibelku nie byłem ;)
Schronisko mijam bez zatrzymywania się w nim - mam je w planie na zejściu
Po chwili docieram na przełęcz Waga. Pogoda przez chwilę troszkę się poprawia. Podejście już bez żadnych trudności i ubezpieczeń...
W oddali widoczny wierzchołek. Podejście pod samym szczytem również do trudnych nie należy, można powiedzieć, że to kawałek bardzo łatwej wspinaczki, bo czasem przydają się ręce.
Tuż pod szczytem...a szczytu nie ma...
Dochodzimy do momentu, gdzie widać dwa wierzchołki - po lewej polski a po prawej słowacki. Ja idę najpierw na polski no bo KGP ;)
Na szczyt docieram ok 11:10. Wejście zajęło mi 3 h i 50 min.
Przez polski wierzchołek (2499 m.) przechodzi granica, więc mamy tu słupek...i dużo ludzi :)
No i wiekopomna chwila zdobywając polski wierzchołek kończę projekt Korona Gór Polski.
Jest to bowiem ostatni (bądź pierwszy ;) brakujący mi 28 szczyt w kolekcji KGP :) 
Słowacki wierzchołek (2503 m.) pusty - lewo trzy osoby...
Tak wygląda przejście między wierzchołkami - przy suchej skale nie ma tu większego problemu  
Widok z wierzchołka słowackiego na polski :)
Chwilowe przejaśnienie...
Tu z kolei zdobywam swój trzeci szczyt w Wielkiej Koronie Tatr :)
Kolejne niewielkie przejaśnienie...
Ze szczytu zaczynam schodzić o 11:35. Po chwili zaczyna kropić deszcz, więc w ruch idzie kurtka. Na szczęście tylko postraszyło i po chwili kurtkę można schować. Po dojściu do schroniska wychodzi słońce i z każdą chwilą zaczyna mocniej przygrzewać, więc powrót na dół już na krótki rękaw.
W schronisku tłok taki, że ciężko byłoby szpilkę wsadzić... Ja przybijam tylko pieczątkę do książeczki GOT (książeczki z KGP zapomniałem zabrać :() i ruszam dalej na dół...
Przy drabinkach trochę się korkuje, jedni chcą schodzić inni jeszcze wchodzą. Jednak obok drabinek jest lina i łańcuch, które można spokojnie wykorzystać zwłaszcza do zejścia, dzięki czemu omijam cały zator :)
Chwila na odpoczynek i delektowanie się widokami...
A na górze bez zmian...
Na parking docieram o 14:45, więc samo zejście zajęło mi 3 h i 10 min. Cała wycieczka 7 h i 25 min. Porównując wejście od strony polskiej i słowackiej to jednak bez dwóch zdań tędy jest dużo dużo prościej, choć trochę kondycji i górskiego doświadczenia na pewno się tu przyda. Nie będę się tu rozpisywał na temat osób, które spotkałem na szlaku, bo i tak krążą o takich legendy, a gdzie jak gdzie, ale na takim szlaku "niedzielnych" turystów (również w sandałach) jest najwięcej :) Reasumując, jeśli ktoś chce (musi) wejść na Rysy a nie do końca czuje się na siłach to tylko od strony słowackiej. Natomiast dla bardziej wprawionych i poszukujących większych emocji polecam jednak wejście od Morskiego Oka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz