Drugiego dnia pobytu w Mołdawii przyszedł czas na danie główne, a może bardziej główny cel wyjazdu - najwyższy szczyt tego kraju - Deaul Balanesti o wysokości 429 m.
Sam szczyt oczywiście do zbyt ambitnych nie należy, natomiast fakt, że "dach Mołdawii" zaliczany jest do Korony Europy sprawia, iż jest on celem bardzo istotnym (zwłaszcza dla osób robiących wspomnianą KE). Jednakże dużo więcej problemów bez wątpienia sprawia cała logistyka z dotarciem do Mołdawii i do wioski Balanestii (ponad 90 km od Kiszynowa), niż samo wejście na szczyt, choć i te wbrew pozorom nie było takie proste ;)
Dlaczego nie było tak łatwo? Głównie za sprawą błota, którego na samym początku było tyle, że żadne słowa, ani żadne zdjęcia tego nie oddadzą. Wąska droga (bez możliwości zejścia na pobocze) przypominała błotnisty korytarz, w którym nasze buty (na szczyt wchodzę ze znajomą) oblepiały się i ślizgały na niezbyt stromym podejściu. Poprzedniego dnia padało i to zapewne ten fakt sprawił, że tak to właśnie wyglądało.
Na samym początku zaznaczony jest żółty szlak (podany czas podejścia to 40 min.), który jednak dosyć szybko "znika". Nie mniej z trafieniem na szczyt nie mamy żadnego problemu.
Nasz czas wejścia w tych warunkach to 38 min. (całość 1 godz. 12 min.).
Jest to mój 24/46 brylancik w Koronie Europy i cieszy niezmiernie :)
Jak dojechać do Balanesti? Z Kiszynowa do Nesporeni kursują marszrutki, dalej trzeba już kombinować, co może być skomplikowane ze względu na fakt, że ruch w tamtych rejonach zbyt duży nie jest. Łatwiejszym i szybszym rozwiązaniem będzie z pewnością wypożyczenie samochodu (z informacji które posiadam wynika, że ciężko jest wynająć samochód poniżej 3 dni) lub wzięcie taksówki (my decydujemy się na taki właśnie wariant) na dworcu w Kiszynowie.
Do Kiszynowa wracamy z Trebujeni ostatnia tego dnia marszrutką...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz