niedziela, 9 czerwca 2019

GERLACH 2665 m (Tatry Wysokie, Słowacja) 8.06.2019 r. Korona Europy 8/46; WKT 5/14

Liczący 2.665 m. Gerlach to najwyższy szczyt całych Tatr i Karpat. Na ten szczyt wybrać można się jedynie z przewodnikiem, no chyba, że ktoś jest zrzeszony w odpowiednim klubie i na szczyt wchodzić będzie drogą wspinaczkową o trudności co najmniej III.  

Jeśli chodzi o Gerlach to było to moje drugie podejście. Dwa lata temu byłem już pod Śląskim Domem, ale silny wiatr sprawiał, że deszcz "padał" praktycznie poziomo i mimo zapowiadanej poprawy pogody zapadła decyzja wycofaniu się. Wynikało to z faktu, że na Gerlach trzeba wystartować bardzo wcześnie, więc na czekanie nie było miejsca...

Tym razem miałem nadzieję, że będzie inaczej, choć również zapowiadane było załamanie pogody - najpierw na godzinę 14:00 a rano przed naszym wyjściem prognozy jeszcze się pogorszyły i załamanie zapowiadano na 10:00. 

Z koleżanką Magdą i przewodnikiem umówiliśmy się o 3:40 w centrum Zakopanego (do którego przyjechałem dzień wcześniej). Pobudka o 2:50 nie była oczywiście niczym miłym.
O 3:45 pędziliśmy już w stronę Tatrzańskiej Polanki na Słowacji, gdyż na 5:00 umówiony był wjazd do Domu Śląskiego. 
Na miejscu czekało już kilka zespołów. Ze względu na to, że na Gerlachu wciąż panują zimowe warunki każdy przewodnik wchodził z maksymalnie dwiema osobami (był jeden wyjątek) a w dwóch przypadkach była to tylko jedna osoba. W warukach letnich przewodnik może zabrać 3 osoby co znacznie zmniejsza koszty na osobę. 
Koszt przewodnika waha się w granicach 1200-1350 zł. na zespół (takie ceny nam oferowano). Do tego trzeba sobie doliczyć ewentualny nocleg w Zakopanym, dojazd, ubezpieczenie oraz wjazd do Domu Śląskiego (15 euro w dwie strony). 

Wystartowaliśmy o 5:30. Wszystkie zespoły wchodziły i schodziły tą samą drogą - Batyżowiecką Próbą. 
Tempo musieliśmy mieć dosyć przyzwoite, bo z tylu głowy mieliśmy czekające nas załamanie pogody. 
Dobrze byłoby być już przynajmniej na szczycie kiedy to nastąpi... Efekt jest taki, że odpoczynków praktycznie nie było - poza Batyżowieckim Stawem, gdzie zakładamy uprzęże, kaski i raki. Niestety czego bardzo żałuję nie udało się zrobić zbyt wielu zdjęć.  Te co zrobiłem (telefonem) pochodzą głównie z dolnych rejonów i ze szczytu, ale nie udało się uwiecznić "drogi zimowej" na której było więcej śniegu niż sam mogłem przypuszczać... 
 Początek to łatwe przejście szlakiem czerwonym (Magistralą) do Batyżowieckiego Stawu. Gdzieś tam w oddali widzimy chmury, które trochę nas niepokoją...
 Od Batyżowieckiego Stawu ruszamy już w rakach, uprzężach i kaskach a niedługo potem jeszcze się zwiążemy.
 Na trasie znajduje sie kilka trudniejszych przejść z elementami wspinaczki, które na pewno łatwiej byłoby pokonać w podejściówkach niż tak jak wszyscy dzisiaj w...rakach.
 Po pokonaniu najtrudniejszych odcinków czeka nas jeszcze bardzo strome podejście Żlebem.
Śnieg jednak nie jest zmrożony a wręcz "miękki", więc nie ma tu generalnie przesadnych trudności (zdecydowanie gorzej będzie w drodze powrotnej).
Na szczycie meldujemy się o 9:35.
Całe wejście zajęło nam 4 godziny i 5 min.
Dla mnie jest to 5 szczyt z Wielkiej Korony Tatr i 8 z Korony Europy :)
 Po 35 minutach spędzonych na szczycie rozpoczynamy zejście. Pogoda póki co jest bardzo dobra, ale z dołu zaczynają podchodzić czarne chmury i deszcz na zejściu wydaje się nieunikniony. Przewodnik cały czas popędza chcąc najtrudniejszą część zejścia pokonać jeszcze przed ewentualnym deszczem.
Ostatecznie pogoda utrzymała się a deszcz przeszedł gdzieś bokiem. Niestety w drodze powrotnej już po pokonaniu największych trudności zaliczyłem "zgona"... I nie chodzi tu o kondycję tylko o brak jedzenia. W tym dniu nie zjadłem śniadania (pod schroniskiem też mi się jakoś nie chciało jeść) a potem trochę nie było kiedy. Niestety nie zjadłem też nic na szczycie (i to był błąd), więc na zejściu przyszedł moment, że odcieło mi "prąd". Jednak po dostarczeniu niezbędnych kalorii i dużej ilości płynów życie wróciło ;) Ale taka moja rada - nie róbcie Gerlacha na pusty żołądek, bo może być ciężko ;)

Do schroniska dotarliśmy około 14:00.
To był udany dzień. A co najważniejsze udało sie wejść na szczyt co ze względu na pogodę znowu takie pewne nie było. Dwa dni przed przyjazdem było nawet widmo odwołania wejścia...

Całkowity czas przejścia odcinka Dom Śląski - Batyżowieckie Pleso - Gerlach - Batyżowieckie Pleso Dom Śląski: 8 godzin 30 minut.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz